Rokita wzięła srogi rewanż na Dziecanovii za ubiegłoroczny finał Pucharu Burmistrza, w którym przegrała 2-1 i dziś w Kornatce rozbiła zespół z Dziekanowic 4-0. Mecz pierwotnie zaplanowany był na 15 maja ale tego dnia rozegranie spotkania uniemożliwiły obfite opady deszczu. Tym razem w Kornatce pogoda dopisała i we wtorkowe popołudnie świeciło słońce.
Podopieczni trenera Manieckiego źle weszli w to spotkanie i na boisku przez pierwszy kwadrans panował spory chaos. W 16 minucie niemrawe dotychczas widowisko rozkręciła bramka dla Rokity. Na zupełnie niesygnalizowany strzał z 19 metrów zdecydował się A.Piwowarczyk i była to świetna decyzja bo piłka wpadła w sam górny róg bramki zaskoczonego bramkarza gości. Po bramce Rokita przejęła inicjatywę i często atakowała bramę przyjezdnych. W 28 minucie napastnicy Rokity znów przeprowadzili dwójkową akcję A.Piwowarczyk dograł do Żuławińskiego a ten ze stoickim spokojem opanował piłkę na klatkę piersiową i z 7 metrów pokonał golkipera Dziekanowic. Pod koniec pierwszej połowy swoje pięć minut mieli zawodnicy gości, którzy kilka razy zagrozili bramce Kornio. Najlepszą okazję do zmniejszenia strat mieli w 43 minucie kiedy na 4 metrze piłkę ładnie zgasił Wojnarowski, ale przegrał pojedynek z bramkarzem Rokity.
Początek drugiej połowy był wyrównanym, jednak od 55 minuty przycisnęła Dziecanovia i Rokita przez prawie kwadrans zepchnięta została do defensywy. W tym fragmencie gry goście mieli dwie świetne sytuację na kontaktowego gola. Najpierw z 6 metrów głową minimalnie przestrzelił Waligóra a chwilę później sytuację sam na sam z Kornio znów przegrał Wojnarowski. Po okresie wyraźniej dominacji Dziecanovi na 3-0 podwyższyła Rokita. Rzut wolny pośredni z 22 metrów rozegrali między sobą Strama i Miastarz, a ten ostatni w swoim stylu, odpalił torpedę i piłka zatrzepotała w siatce.
Ten gol podciął skrzydła zespołowi z Dziekanowic i Rokita znów przejęła kontrolę nad wydarzeniami. Dwukrotnie przed utratą kolejnych bramek Dziecanovię uratował sędzie dyktując kontrowersyjne spalone. Swoją sytuację jeden na jeden z bramkarzem zmarnował Ścibor. Aż w końcu w 89 minucie urwał się obrońcą rezerwowy Jania, przed samą bramką dogonił go jednak obrońa Stasiak, ale tak niefortunnie interweniował, że przelobował własnego bramkarza i mecz zakończył się wynikiem 4-0.