Tak fatalnej serii Rokita nie miała od kilku lat. Podopieczni trenera Manieckiego nie potrafili odnieść zwycięstwa w siedmiu kolejnych spotkaniach w tym roku, w 11 ostatnich spotkaniach Rokita wygrała tylko raz. Po beznadziejnych występach w sparingach, sytuacja niewiele zmieniła się lidze. Dlatego na inaugurację rundy wiosennej nasz zespół musiał uznać wyższość lidera tabeli Sępa przegrywając na własnym boisku 1-0.
Zespół Rokity doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jest w najlepszej formie i nie może pozwolić sobie na otwartą grę z liderem zza miedzy, który jest zdecydowanym faworytem do awansu do "nowej okręgówki". Stąd przez pierwsze 25 minut na boisku nie działo się nic ciekawego. Goście kompletnie nie potrafili odnaleźć się na boisku w Kornatce. Ich długie podania padały łupem świetnie asekurującego linie obrony Kornio. Gospodarze natomiast nie mieli zielonego pojęcia jak zabrać się za akcje ofensywne, dlatego nie przebierając w środkach posyłali długie piłki do przodu. O dziwo, osamotnieni z przodu Żuławiński i Jania potrafili zagrozić obronie lidera. W 26 minucie ewidentnie faulowany w polu karnym był Jania, ale arbiter, który doskonale widział tę sytuacje nie zdecydował się odgwizdać "jedenastki". Pięć minut później Sęp przeprowadził pierwszą groźną akcję w tym meczu zamieniając ją od razu na bramkę.
Po utracie bramki Rokita przejęła inicjatywę na boisku i stworzyła kilka groźnych sytuacji. Najbliżej zdobycia bramki był Żuławiński, po zamieszaniu w polu karnym, uderzył z 6 metrów, a piłka jakimś cudem po odbiciu od dwóch zawodników z Drogini o centymetry minęła słupek. W odpowiedzi Sęp miał wyborną okazję na bramkę do szatni i pozbawienie Rokity złudzeń, ale pojedynek jeden na jeden z Kornio przegrał napastnik przyjezdnych.
Druga odsłona tego spotkania to prawdziwy pokaz niemocy zawodników z Kornatki. Rokita ani na chwile nie zagroziła w najmniejszym stopniu bramce Sępa. Goście natomiast nie mieli nic przeciwko wynikowi 1-0 i nie zabiegali o podwyższenie wyniku. Należy w tym miejscu nadmienić, że liderowi należał się w drugiej połowie rzut karny, ale sędzia w tej sytuacji poszukał sprawiedliwości i znów nie zagwizdał. Zespół z Drogini spokojnie kontrolował mecz, skutecznie rozbijające wszelkie próby ataków ze strony miejscowych.
- Wiem, że serca moich zawodników chciały ruszyć na rywala i walczyć o odrobienie strat. Niestety nogi zawodników nijak nie dostosowały się do życzeń serc. Dlatego mój zespół choć chciał nie potrafił nic zrobić w drugiej połowie. Najwyższy czas by się obudzić i zabrać poważnie za treningi, bo dotychczas nie było z tym najlepiej - tak mecz podsumował trener Maniecki.